Friday, August 13, 2010
wanna back in time
siedze w czarnym podkoszulku Vieta i gapie sie na moje rzeczy z vietnamu, ktore oczywiscie sie wala na łóżku. i miss every single piece from trai he. UH, naprawde mam depresje. czarny podkoszulek przestal juz nim pachniec + tshirt z doremonem sie ciut zniszczyl. like my bro said - now everything's gonna be worse.
geeeez, wkurza mnie to, ze wszystko rozumiem - kazda reklame, kazdy bilbord, kazdy napis. i nie moge sie przyzwyczaic ze kazdy rozumie moje polskie przeklenstwo. nie moge sie odzwyczaic od jezyka vn i ang. trudno mi wrocic do szarej rzeczywistosci, chociaz brakowalo mi przyjaciol.
cofnijmy sie w czasie, ten kolejny raz.
HANOI
1day - pelna radosci wrocilam na oboz! JEJ! z mega kaszlem, ale wrocilam. ale co za wstyd, kazdy wiedzial o szpitalu i czulam sie tak glupio. :O tak czy owak, to byl dobry dzien nic nie robienia - zadnych obowiazkow ani zajec! bosko. a wieczorem, zgodnie z umowa - nic nie pilam, tak jak obiecalam radzie starszych. za to poszlam z Huong, Chu, Davidem i Luon do Face klub. poczatkowo mieli byc wszyscy z Trai He, ale bylismy tylko we 4. ja, Huong i Chu palilismy shishe, gdy Luon i David grali w bilarda. koło 23 sie zmylismy i poszlismy we 3 do Next bar, gdzie byli wszyscy. impreza byla gruba, bo w Next byli tylko ludzie z Trai He, no i .. noga Tuan Anh byla cala we krwi. zdolny brat, wszedl na szklo. dobrze, ze ktos go odwiozl do szpitala. uh, ale tego wieczoru jeszcze bawilam sie z Mike, dobrze bylo, ale wszystko sie zaczelo psuc gdy powiedzial, ze te noc spedzi ze swoimi przyjaciolmi, a nie ze mna. jego strata. tak czy owak impreza sie skonczyla wczesnie tuz przed polnoca, a ja musialam odwiesc pijana Tui, do mojego hotelu. dziewczyna z Laosu ostro zabalowala i ledwo trzymala sie na nogach. slyszalam, ze chciala nawet wytrzec swoim gownem Mike, nie mam pytan. a no i w czasie jazdy taxowka otwierala drzwi. na jej szczescie, tajlandia sie nia zaczela, bo naprawde, jeszcze chwile i dostalaby ode mnie w twarz. pozniej zaczela sie impreza w 242 - partyroom. pierwsza .. domowka? nie, pokojowka :D w 242 i to jeszcze pierwsza z Vietem. tak, tego wieczoru zaintrygowal mnie ... swoim cialem :D ha, coz bede szczera. a i tego wieczoru Chu powiedzial ze mnie kocha .. odpowiedzialam mu szczerze, ze nic do niego nie czuje i polecialam spac w 255, w pokoju Vieta. ale spokojnie, do niczego nie doszlo.
2day- dzien bez alkoholowy.
caly dzien praktyk, ale poszlam z moim pietrem tylko popoludniu, bo rano nam sie nei chcialo. wolimy spaaac. a i tak ucieklam z praktyk z Mike, no i zaczela sie rozmowa. ze nasza znajomosc opiera sie na naszej pierwszej rozmowie, po lubie w hue - ze oboje chcemy spedzac czas ze swoimi znajomymi - plepleple, fajnei fajnie, ale to nie oznacza ze moze mnie olewac i skoro chce miec ze mna zdj, to niech w koncu ruszy dupe i cos zrobi z tym. ale pozniej dodal, ze wyjezdza przed koncem trai he do singapuru na zakupy - wtedy to juz zdecydowanie z niego zrezygnowalam. i tego dnia zaczely sie problemy z Mike na wieksza skale, zdecydowanie wszystko sie pogorszylo, gdy pod wplywem emocji oddalam mu swoje ulubione zdj. wieczorem wybralismy sie do Arab Night na shishe, impreza sie przeniosla do 242, pod haslem I <3 vodka Ha noi. staly motyw obozu. tylko troche bylo inaczej niz zwykle, bo Chu poszedl sie ruchac z Anais i oznajmil to ... w sumie wszystkim w moim pokoju - a bylo wtedy ponad 15 osob. spokom, a no i rozmowa z Nga i z Tuan Anh, nastawila mnie .. moze nie wrogo, ale inaczej na Mike. cala confused poszlam spac w 255 z Vietem. i tez do niczego nie doszlo, ale pamietam ze jego wspollokator Ricardo ... uh, spal z reka w slipach, fuuuj. a i tej nocy puscil glosno muzyke klasyczna, o czym nie wiedzialam. myslalam ze mi odbilo, wiec cala noc walilam sluchawka od telefonu stacjonarnego. nie pytajcie, bo nie wiem jak mam wam wytlumaczyc moje irracjonalne zachowanie :D
3day- kompletne wyjebane na wszystkie wycieczki. zebym chociaz znala plan, ale trudno. odrzucalam kazde polaczenie z animatorami i szlam spac :) mielismy pojsc na sniadanie, gdzies na ulicy, ale ze Huong nas nie umiala zaprowadzic, to sie cofnelismy do hotelu. dobrze ze byla godzina lunchu, bo bym umarla z glodu- chociaz bylo bliisko. pozniej znowu spac i do Vincomu. czas spedzony w swiecie gier byl swietny, chociaz nic wyjatkowego nie maja. za to bylam z Chu na byku i oczywiscie jestem pro, wiec nie spadlam. znudzeni gra wrocilismy sie do hotelu a pozniej na kolacje gdzies przy next. mmmm pho! dobre + dokupilam z vietem xoi i kukurydze, wiec niebo. po kolacji poszlismy jeszcze z huong na mega spacer, dokupilismy hektorlitry wody i multum lekow. gdy dotarlismy do pokoju, okazalo sie ze wszyscy ida do klubu.. wiec szybko zmienilam obuwie i polecialam z reszta! Zenith. nic ciekawego , bylismy w strefie vip, ale ... muzyka byla do dupy. no i bylam zbyt zajeta .. nie, nie Vietem, tylko patrzeniem jak 2 laski probowaly tanczyc seksownie, ale im nie o a wychodzilo i ... coz, gejem? nikt nie zna jego plci. no, a gdy okazalo sie ze nasze mini drinki kosztuja duzo za duzo, to wynieslismy sie. po klubie byl taxi drift a pozniej klotnia za rachunek. ja krotko i stanowczo powiedzialam ze nie mam zamiaru tyle zaplacic i dalam 90 tys w lape taksowkarzowi i powiedzialam ze moze mnie w dupe pocalowac, bo wiecej nie dostanie :D zmeczona wrocilam do 255, pokoju Vieta, bo w moim juz spalo ponad 10 osob.
4day - kolejny raz przespalam proby z moim pietrem. ale pamietam ze przed lunchem, Chu byl u fryzjera - jego fryzura byla zajebista. a i wtedy kazal mi prowadzic skuterem! bylo strasznie, ale poradzilam sobie z jego malutka pomoca. pozniej po lunchu poszlam na probe, bo slyszalam ze bedzie tv. bullshit. a Viet cwaniaczek zostal sam w hotelu i spal! ale za to od razu po kolacji powiedzialam animatorom adios i ucieklam z huong. a jak. i poszlam spac, a pozniej mnie obudzili i poszlismy do Arab Night. impreza na ponad 20 osob w malym pokoju, pozdro. ale warto bylo, a i tego wieczoru poznalam kolezanke Anais. wszyscy zaczeli sie pytac czy jestem z Vietem, tylko dlatego ze trzymalam go za reke. a po arab night w pare osob zdecydowalismy sie ze nie idziemy spac, skoro mamy byc o 5 rano w busie. zaczelismy grac w blackjacka, ktory dla mnie skonczyl sie ... lataniem po hotelu w bieliznie i bliskim kontaktem z Vietem. a dla Chu skonczylo sie jedna gladka noga, dla Tina czarnymi paznokciami, a dla reszty - vodka hanoi. a i Vicky zrobila taki dobry drink.. Cuba Libre ? nie wiem, ale bylo dobre. a i Chu mial zalamanie nerwowe.. biedny :( odbylam z nim krotka rozmowe, ktora mnie troche zdolowala, wiec zabralam Vieta na wycieczke po hotelu - byleby nie zasnac.
5day - 5rano w autokarze, a przedtem szybki prysznic, spakowanie sie i w droge do Ha Long. dzieki bogu, nie ufam prowiantom, wiec nawet nie otworzylam swojego pudelka - za to slyszalam jak chujowe bylo. cala droge do ha long przespalam + zmarlam i sie przeziebilam jeszcze bardziej przez Vieta. zarazil mnie :< pozniej caly dzien wycieczek. jakies jaskinie pleple .. ogolnie dobra wymowka na zdjecia. popoludniu zrobilo sie duzo ladniej i cieplej, wiec wszyscy paradowali w strojach kapielowych czekajac tylko na plaze. normalnie juz dawno bysmy wyskoczyli z lodzi, ale nikt sie nie odwazyl.. :P w jaskiniach moglilam sie zeby zaden nietoperz na mnie nie narobil ,a jak juz bylam na plazy .. to modlilam sie o czystsza wode. bylo okropnie! woda przy wyspie jest paskudna, otwarte morze jest duzo lepsze. ale mimo wszystko dobrze sie bawilam, bitwa miedzynarodowa, wyscigi i te inne. a ja nawet nie musialam plywac, bo viet mnie trzymal na plecach :D niebo, ale oczywiscie francuzi mnie podduszali. a pozniej, po krotkiej rozmowie z Mike to Chu przegral ze mna zaklad. :D zaklad polegal na tym, ze mialam po prostu zrzucic recznik przed nieznajomym, ale spokojnie, mialam bikini. a i mialam to zrobic tak .. 'agresywnie' i krzyknac 'BANG'. zaden problem, dla tra sua - herbata z mlekiem, ale taka dobraa - zrobie wszystko. a pozniej mialam poprosic jakiegos chlopaka zeby mi zdjal gore od bikini, owinieta recznikiem. i wtedn sposob wygralam ponad 30 kubkow mojego ulubionego napoju :D bylam tak podekscytowana ze robilam 'BANG' caly czas. a i pamietam ze Viet mi wsadzil kostke lodu do gaci, bo oblalam jego twarz woda gdy spal .. NO FAIR. :< + zrobilam BANG do lodki nr 3 - gdzie byla francja, czechy, rumunia .. i wtedy w odpowiedzi Du zrobil DAMN - czyli zdjal kapielowki. :O mialam taka twarz przez dobre 5minut. no a w drodze powrotnej do hanoi zaczelam moja i vieta gre 'guess what', ale nie zrozumiecie jej, bo wiekszosc opiera sie na jezyku vn :P pozniej Tin sie pobil z Du, tak ze obaj krwawili. Du mial rocieta glowe, a Tin zlamany palec. i gdyby moje pietro ich nei powstrzymalo, to jestem pewna, ze Du by zabil Tina. w sumie Tin chcial go nawet zaatakowac z nozem, ale powiedzialam mu ze ma sie nie zblizac do naszego pietra, bo moze wygral walke ,ale przegra wojne. uh, a Viet sie cieszyl ze cos sie dzialo, debil :P
6day - tego dnia byly powazne proby, wiec pierwszy raz spielismy dupy z Vietem i ruszylismy na nasze pierwsze sniadanie w Hanoi. mmmm calkiem dobre. odbylam przejazdzke z Chu, ale i tak glownie spedzilam czas z Vietem <3 a Tin wyjechal, wiec zrobilo sie spokojnie. trudno uwierzyc, ze ktos zrobil mu impreze z powodu jego wyjazdu. uh, palant.
7day - NIC NIE ROBIENIE. olalismy probe generalna i caly dzien jezdzilismy na skuterach. shopping i te sprawy. ledwo zdazylismy na wystep, tak czy owak, tuz przed performance pogadalam dosc dlugo z Mike. tak jak... 'kiedys', czyli tydzien temu. gadalismy normalnie, rozmowa odbyla sie bez zadnych problemow, bo mamy podobne poglady na swiat pleple. ale wtedy olalam strasznie Vieta i schowalam sie za tlumem ludzi z Mike i gadalismy. pozniej zaczela sie zbiorka, wiec powiedzialam ze musze isc znalezc 'swoich', bo nie wiem co robic. on wtedy zyczyl mi powodzenia i zaczal sie zblizac. moja twarz szybko uciekala, ale nie dosc szybko, bo zdazyl mnie pocalowac. mysle ze juz wyczul, ze zmienil sie moj stosunek do niego. po niewinnym pocalunku, mialam wyrzuty sumienia, wiec odnalazlam Vieta i pocalowalam go w policzek. od razu lepiej. a na wystepie czysty spontan, no i udalo mi sie zrobic glupia mine do kamery + jestem pewna ze bylam na ekranie wtedy :D cudownie. tuz po wystepie przebralam sie z innymi na ulicy, a co i wrocilismy do hotelu na impreze w 242. a i zanim dotarlismy, to udalam sie na krotka przejazdzke z Chu. jakims cudem wyjechalismy z miasta.. nie wiecie jakie mialam z Chu zdziwione miny gdy zobaczylismy tablice ' welcome in Hanoi'. :D Mike mi dal tego wieczoru fajka z sercem, nie wiem czy oczekiwal jakiegos calusa na oczach Vieta, ale grzecznie mu podziekowalam i z Vietem poszlismy do mojego pokoju po vodke. tego wieczoru Chu strasznie sie spil, bo wypil 10 shotow - jego shoty byly wielkosci kubka herbaty. byl taki spity, ze chcial mnei zaciagnac do lozka. dobrze ze udalo mi sie obudzic Vieta, ktory mi pomogl sie uwolnic od Chu. ale i tak nie moglam spac, zal mi bylo Chu, bo wiem co do mnie czuje. uh, no i przez Huong spalam w dusznym pokoju = co dla mnei skonczylo sie atakami kaszlu. czasami huong, moja wspollokatorka irytowala mnie, a nawet czesto. a zwlaszcza gdy spedzala duzo czasu z vietem, bo 'jej francuz' ja olewal. ze niby mnie to obchodzilo.
8day - dzien VKG - Viet Kieu Gang. 8 skuterow - 16 osob. z maskami 'zebami' opanowalismy stolice - Hanoi drift. Dareen prowadzil jak szalony, ale bawilam sie swietnie :D a i oczywko caly dzien zakupow i zamowilismy koszulki 'I<3242 + vodka hanoi na naszych placach' :D pozniej kolacja w czeskiej restauracji ojca Chu, gdzie kazdy facet wypil ponad 5 kufli piwa. nie wiem jak oni prowadzili, tak czy owak Chu wypil najwiecej, ponad 8. nie byl w stanie prowadzic, wiec ja prowadzilam cala ekipa i jakos dotarlismy do hotelu, gdzie obowiazko zaczelo sie party in 242. Viet wymieszal piwo z winem i z vodka, wiec odlecial predko. ja za to znudzona chaosem,w pokoju bylo ponad 30 osob i nie moglismy sie zdecydowac w co grac, wiec wyszlam wkurzona z vodka, zawolalam Nhung z Wegier i zaczelysmy pic :D dzieci sie ogarnely po godiznie ze ktos zwinal ostatnia vodke. gdy mi Thomas, spity, wyciagnal z reki, to dorwalam sie do Bailey. a pozniej musialam ogarnac Vieta, czyli zamknac sie z nim w pokoju, bo za bardzo szalal. doszlo do klotni, ale tylko ciut ciut, bo rano juz bylo normalnie. a i tego wieczoru, pierwszy raz Chu nie imprezowal - bo byl chory i przelezal cala noc w pokoju.
9day - ostatni dzien. spakowalam sie 20min przed check outem. umowilam sie z ekipa 242 ze widzimy sie o 17 w hotelu. do tego czasu kazdy zostawia bagaz u rodziny plepleple. ja tylko zostawilam bagaze i ucieklam z Chu. poszlam z Chu zrobic sobie zdj, kupic dla mnie i dla Vieta koszulki i na bilard w Face. pozniej Chu odebral dla nas koszulki i ekipa 242 sie rozeszla, kazdy na kolacje w domu, a pozniej o 20 sie umowilismy na shishe. spedzilam z Vietem czas do 20, a pozniej oboje poszlismy do domu, bo zadne z nas nie moglo wyjsc. wiec nie bylismy na shishy z 242, ale trudno. zrobilam z Vietem najpiekniejsze zdj i bylam dumna ze chodzilismy w takich samych koszulkach. a i bylam z nim na kolacji, wiec dla mnie to byl cudowny wieczor. <3
pozniej po obozie nic ciekawego sie tak naprawde nie dzialo. glownie spedzalam czas z Chu, ktory mieszkal w mojej okolicy. bylam z Chu w parku Lenina, gdzie mnostwo osob tanczylo hip hop czy tez jezdzilo na deskach. a i mielismy maly wypadek, otoz Chu wpadl w poslizg i wiedzial ze spadniemy wiec wyskoczyl. ja o niczym nie wiedzialam, wiec polecialam ze skuterem. noga mi zdretwiala i strasznie cierpialam. on zamiast okazac ludzkie uczucie, zaczal walic mnie w kolano i sie smiac. matko, on to umie okazac wspolczucie :P spotkalam sie ostatni raz z Mike, elegancko w restauracji z kuchnia koreanska. odbylam z nim luzna rozmowe, boze kocham z nim rozmawiac! jest taki zabawny i madry! ale do niczego nie doszlo, wiem ze wole Vieta. poszlam raz do kina z ekipa na Descipable me. swietna kreskowka! i Viet mi kupil popcorn slodki, wiec w ogole bylam w niebie. a pozniej poszlismy na karaoke, gdzie zgubilam swoj telefon. :< DAMN. kilka dni spedzilam na swojej wsi, w Son Tay, wiec nic ciekawego sie nie dzialo. dobrze, ze kupilam nowy nr, mialam stary tel i moglam byc w kontakcie z Vietem. ale juz wtedy .. zaczelo sie psuc. nie, nie miedzy nami, po prostu oboje wiedzielismy ze zbliza sie koniec. on myslal pozytywnie, tylko ja dobijalam caly czas. 'wanna hold u and never let u go' - jak mialam sie nie poplakac? jak wrocilam do hanoi, to od razu spotkalam sie z chu i z innymi na shishy. nastepnego dnia byl ostatni wypad Vieta, poszlismy na nocny bazar gdzie zrobilismy sobie w 5osob zdj. biedna huong, byla sama, bo jej francuz wyjechal. byly same pary i ona.
9.08 bylo moje ostatnie spotkanie z vietem, sam na sam. poplakalam sie gdy dal mi prezent. maly flakonik z lekami w kapciu-doremon. ale to nie byly leki, a kapsulki z liscikami. 'guess what? lubisz to suko' 'i'm only ur loser and gigi' 'my emi-pho-monster' ' Bun <3 Pho' ' Kocham Cie, Ich liebe dich'. POPLAKALAM SIE MAKSYMALNIE. ale on mnie przytulil i .. odszedl. a ja zostalam sama .. Chu po mnie przyjechal i zjedlismy sushi. bylam dobita, wiec zabral mnie na zakupy. kupilam wtedy mega dziewczeca sukienke, kapelusz i zegarek. ale nie poczulam sie lepiej, bo wiedzialam ze Viet mnie nigdy takiej na zywo nie zobaczy. uh. wtedy tez przeprowadzilam zyciowa rozmowe z Chu nad jeziorem, gdy jakis facet przed nami zdjal spodnie .. i nawet nie wiem czy chce wiedziec czy sral czy co robil. popsul nastroj, tak czy owak :P
a pozniej co? moj ostatni wieczor w vn spedzilismy na shishy w Fusion. byli viet kieu z polskim, rosji, bulgari, usa i .. sama nie wiem, ale bylo ok. nie bylo cudownie, bo myslalam ze vomito, ale ok. wychwalana, ze ladnie mi w rozowej sukience poczulam sie lepiej, ale w glebi i tak plakalam za Vietem. ZYCIE. a teraz siedze tutaj.
brakuje mi Trai He, poczucia bliskosci z Vietem, rozmow z Chu czy smiechu Mike. ale przede wszystkim Vieta i Chu. chlopaka i kumpla. ale wszystko poszlo, moze nie w zapomnienie, ale poszlo.
I'm miles from where u r, I lay down on a cold ground and I pray that sth picks me up and sets me down in ur arms.
dodatkowo jestem chora, wiec cudownie. marze o tym zeby w moim pokoju pojawil sie Viet z jego torba lekow i mnie przytulil. ah.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment